We wtorek 26 lipca odbędzie się sesja nadzwyczajna Rady Miasta związana z zaistniałymi problemami gospodarki odpadami. - Sprawa jest poważna, Miasto może mieć poważne problemy finansowe. Chodzi o lawinowy wzrost ilości odpadów niesegregowanych, jaki się pojawił w zdecydowanej większości radzyńskich spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych.
Drugi problem to olbrzymi wzrost w porównaniu z ubiegłym rokiem odpadów biodegradowalnych – w szczególności świeżej trawy odbieranej z posesji. Trzecia – to również drastyczny wzrost ilości odpadów budowlanych zmieszanych. Każdy wiąże się z olbrzymimi wydatkami. - Za pieniądze, jakie Miasto dokłada do gospodarki odpadami w ciągu dwóch lat mogę zbudować wszystkie chodniki w mieście i jeszcze zostanie na drogi – mówi prezes PUK Sławomir Sałata.
Na zaproszenie Burmistrza Jerzego Rębka w sali konferencyjnej UM 19 lipca spotkali się przedstawiciele radzyńskich spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych, radni Rady Miasta, byli obecni również: prezes PUK Sławomir Sałata, pracownicy Wydziału Zarządzania Mieniem Komunalnym naczelnik Radosław Mazur oraz inspektorzy Agnieszka Pietrzak i Piotr Tarnowski. Włodarz miasta zaproponował przeanalizowanie trzech wskazanych powyżej, niepokojących zjawisk, które nasiliły się w pierwszym półroczu 2016 roku.
Problemy z odpadami niesegregowanymi na terenie wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych
Przypomnijmy, że na terenie miasta obowiązują dwie stawki opłat za odbiór odpadów komunalnych: 7 zł miesięcznie od osoby za odbiór odpadów segregowanych i analogicznie 14 zł za odpady niesegregowane. Segregowanie to nie tylko możliwość odzyskania materiałów na surowce wtórne, ale również olbrzymia oszczędność: za przyjęcie tony odpadów niesegregowanych trzeba zapłacić w ZZOK 280 zł, a za tonę segregowanych – jedynie 27 zł ! (do tego dochodzi transport – obydwu rodzajów odpadów - 215 zł za tonę). Różnica jest zatem ogromna!
Średnio w ciągu roku mieszkaniec Radzynia produkuje ok. 330 kg odpadów. W związku z tym roczna opłata za śmieci niesegregowane powinna wynieść ok. 164 zł od osoby na rok.
Co się jednak okazuje? Segregacja odpadów sprawdza się w przypadku domów jednorodzinnych, ale nie w przypadku spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Tu tylko w 3 na 20 przypadków koszty zagospodarowania odpadów niesegregowanych mniej więcej pokrywają się z wpływami od mieszkańców. Wzorcowa jest wspólnota Mieszkaniowa z ul. Tysiąclecia, gdzie wszyscy zadeklarowali segregowanie śmieci i robią to tak solidnie, że w ciągu 6 miesięcy tylko jeden pojemnik 1100 l został cofnięty z ZZOK w Adamkach. Inny pozytywny przykład: Wspólnota Mieszkaniowa z Ostrowieckiej 42: wszyscy mieszkańcy (21) zadeklarowali niesegregowanie i koszt odpadów wyniósł dokładnie tyle, ile wpłynęło opłat (14 zł na miesiąc od osoby).
Jednak w zdecydowanej większości spółdzielni nie jest tak różowo. Najbardziej drastyczne przypadki występują w SM DOM , w Radzyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej oraz w rozliczanych łącznie: Wspólnocie Mieszkaniowej przy ul. Moniuszki 2 oraz Wspólnocie ZGL Moniuszki 4.
W Spółdzielni Mieszkaniowej DOM na 458 mieszkańców deklarację, że nie będzie segregowało odpadów złożyło tylko 39 mieszkańców. Szacowane koszty utylizacji odpadów niesegregowanych powinny wynieść 3276 zł - - i tyle opłat wniesiono z tego tytułu. Okazuje się jednak, że w kontenerach na odpady niesegregowane znalazło się w pierwszym półroczu nie – jak przewidywano - ok. 165 kg odpadów niesegregowanych na osobę deklarującą niesegregowanie, ale aż.... 2198,71 kg (ponad 13-krotnie więcej). Rzeczywiste koszty utylizacji w ZZOK w Adamkach wyniosły aż 42 514,85 zł! (przy wpływie z tytułu odbioru odpadów 3276 zł. Zatem miasto musi dopłacić za I półrocze tylko do tej spółdzielni ponad 39 tys. zł.
W Radzyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej 3068 osób złożyło deklarację segregowania, a 396 niesegregowania. Przychód za odpady niesegregowane wyniósł 33 264 zł, ale okazało się, że odpadów niesegregowanych było tyle, że koszt ich zagospodarowania wyniósł 249 372,52 zł. Miasto musi do tego dołożyć ponad 216 tys. zł! Gdyby śmieci niesegregowane produkowali tylko ci, co tak zadeklarowali, na jedną osobę przypadałoby 1270 kg niesegregowanych odpadów (4-krotnie więcej niż przeciętnie).
Za pół roku 2016 r. z radzyńskich spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych zebrano 129 528 zł, wydano na zbiórkę i utylizację niesegregowanych odpadów 494 857,92.
W sumie więc Miasto musi dopłacić 365 329,92tys. zł. Za rok będzie to ponad 700 tys. zł. W dodatku tendencja jest wzrostowa: w 2014 r. za cały rok różnica wyniosła ok. 556 tys. zł, w 2015 - 665 tys. zł. Powinno być odwrotnie: mieszkańcy powinni z czasem uczyć się segregowania.
Skąd się zatem biorą tak olbrzymie ilości śmieci niesegregowanych?
Oczywiście nie chodzi o to, że osoby deklarujące niesegregowanie, produkują 4 razy więcej niż przeciętnie. Powodów jest kilka. Jeden z nich to zanieczyszczanie śmieci segregowanych. - Prowadzimy cyklicznie kontrole, wspólne pracowników UM i PUK, ale jeśli w dniu odbioru ktoś wrzuci odpady biodegradowalne do suchych, na bramce w Adamkach zakwalifikują je wszystkie jako zmieszane – przedstawia problem burmistrz Jerzy Rębek. - Szkoda jest pracy wielu ludzi, którzy bardzo solidnie segregują odpady, a przy odbiorze ktoś tę pracę zniszczy, poprzez zanieczyszczenie odpadów segregowanych.
Może być też taka ewentualność, że osoby, które zadeklarowały segregowanie, nie segregują śmieci, wrzucają je do niesegregowanych. Wreszcie do kontenerów, które znajdują się na terenie osiedla i są otwarte, mogą wrzucać odpady osoby z zewnątrz.
Włodarz Miasta apelował o szeroką współpracę – szczególnie do administratorów i wspólnot mieszkaniowych o podjęcie działań prowadzących do zmiany sytuacji, zdyscyplinowania mieszkańców. - Miasto nie będzie miało skąd dokładać takich sum.
W dyskusji głos zabrał prezes Zarządu Radzyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Zbigniew Ostapowicz - Prawidłowość jest taka, że im więcej ludzi, tym trudniej utrzymać dyscyplinę. W dużych społecznościach są różni ludzie, czasami jest to niewiedza, czasami złośliwość. Jeśli na tysiąc osób jedna nie przestrzega zasad, to niszczy wysiłek tego tysiąca. - Ponadto prezes RSM zwrócił uwagę, że nie można przejść masowo na niesegregowanie, ponieważ są określone wymogi unijne, których celem jest doprowadzenia do jak największego odzysku śmieci. Przypomniał, że w innych krajach np. w Niemczech dziesiątki lat trwało dochodzenie do utrwalenia zasad segregacji odpadów. – Sygnalizowałem, że obecny system jest zbyt skomplikowany. Wcześniej był dobry, prosty, przejrzysty: stały osobne pojemniki na szkło, papier, plastik. Teraz nie wiadomo czy np. papier po maśle to jest odpad mokry czy suchy – wskazywał Zbigniew Ostapowicz. - Będziemy robić, co w naszej mocy: dostarczymy ponownie ulotki z komentarzem i apelem – deklarował prezes RSM. Wyraził także przekonanie, że potrzebne są sankcje za nieprzestrzeganie zasad segregacji. - W dużych społecznościach są przypadki, że deklarujący segregację wrzucają do niesegregowanych, zdarzają się przypadki nieprawidłowej segregacji – wrzucania nie do tych pojemników, co trzeba. Czasem składają nieprawidłowe oświadczenia dotyczące liczby osób w danym mieszkaniu.
- Pozostaje problem, kto ma to udowodnić … – zakończył Z. Ostapowicz.
Jacek Piekutowski – prezes Spółdzielni Mieszkaniowej DOM (tzw. „Młodzieżówka”) zapewniał, że nie będzie stosował zbiorowej odpowiedzialności: - Mówiłem na sesjach, że gdzie jest zbiorowe zamieszkanie i wyrzucanie odpadów, nie powinno być segregacji, tylko należałoby wprowadzić cenę pośrednią, bo w tym przypadku nie da się tego uporządkować. Za granicą są kontrole, wysokie sankcje. Ja mogę jedynie zawiesić kamery, sprawdzać, gdzie kto wyrzuca. Żeby był skutek potrzebne są kamery i sankcje.
Wyraził przekonanie, że mniej szkody robi ten, kto wrzuca do niesegregowanych, choć zadeklarował segregowanie, niż kto zanieczyszcza odpady wrzucając nie do tej frakcji, co powinien.
Jacek Piekutowski dodał, że nie ma zamiaru „budować klatek” na kontenery, bo śmieci mogą być podrzucane obok boksu i roznoszone przez psy. Zasugerował, że należałoby kogoś zatrudnić, np. emeryta, by pilnował, czy odpady wrzucane są do odpowiednich kontenerów. Ponadto podkreślił wagę edukacji, bo większość odpadów wynoszą do kontenerów dzieci.
Marek Niewęgłowski dyrektor Zakładu Gospodarki Lokalowej mówił o problemach występujących na jego podwórku. ZGL zarządza 15 wspólnotami, większość mieszkańców zasobów ZGL-u segreguje w odpady komórkach. - Spotykamy się każdego roku, na każdym zebraniu poruszany i dyskutowany jest problem odpadów, na spotkaniach, sami się dopingują, są dyskusje ostre, bo ludzie widzą, jak sąsiedzi wyrzucają odpady.
ZGL ma jeszcze ten problem, że musi odprowadzić koszty, choć nie wszyscy mieszkańcy płacą. Część mieszkańców nie segreguje, bo twierdzą że im się to nie opłaci – im wykazują wyższe koszty utrzymania mieszkania, tym większy dodatek mieszkaniowy otrzymają. - Jako administracja mamy zapewnić punkt odbioru, pojemniki, nie możemy zmusić do złożenia określonej deklaracji – mówił M. Niewęgłowski.
Prezes PUK Sławomir Sałata przedstawił, jak rozwiązano problem w Niemczech. Okazuje się, że tam odgórnie przymuszono ludzi do segregacji. Np. ceny butelek są tak wysokie, że wszyscy je zwracają do sklepów czy skupów. - Za pieniądze dokładane przez miasto do gospodarki śmieciowej w ciągu 2 lat zrobimy wszystkie chodniki w mieście. Wyraził opinię, że poprzednia rada Miasta zrobiła zły podział na frakcje.
Na niektóre wątpliwości i propozycje odpowiedział Piotr Tarnowski. Okazuje się, że nie ma takiej możliwości prawnej, by mieszkańcy osiedli płacili odrębną stawkę za odpady. Ustawa mówi też, że różnica między segregowanymi a niesegregowanymi odpadami nie może być większa jak 100% , więc skoro w Radzyniu płacimy 7 zł za segregowane, to za niesegregowane nie może być wyższa stawka jak 14 zł.
Radosław Mazur dodał, że powrót do starego systemu segregacji nie jest możliwy. - Ideą tego systemu było segregowanie wszystkich odpadów - jeśli się odpowiednio segreguje, odpadów niesegregowanych nie ma.
- Na chwilę obecną nie ma możliwości uproszczenia systemu . Obecnie każdy związek międzygminny ma swoje zasady – mówił burmistrz Jerzy Rębek . Włodarz zaproponował, by na RSM przydzielić altany z kontenerami do poszczególnych bloków, zatem żeby składać nie jedną, a kilkanaście deklaracji. Stworzenie takiego systemu byłoby istotne dla uporządkowania sytuacji. - Nie zależy mi, na tym, by całą spółdzielnię obciążać kosztami. Gdyby doszło do zmiany stawek, będzie to dotyczyć poszczególnych bloków, a nie całego osiedla. Apeluję: poprawmy stan, zadbajmy o to, żeby choć o 20% sytuację poprawić, wówczas będziemy mogli bilansować wydatki, bo na osiedlach domów jednorodzinnych sytuacja jest dobra.
Ponadto podchwycił pomysł jednego z przedstawicieli spółdzielni mieszkaniowej, by zatrudnić osobę do czuwania nad prawidłową segregacją odpadów. - Gdyby każdy mieszkaniec dołożył na to 1 zł miesięcznie, byłyby realne korzyści dla miasta mieszkańców.
- Spróbujmy tę sytuację wspólnie zmienić – apelował burmistrz – ponieważ obecny stan gospodarki odpadami jest nie do przyjęcia i ostatecznością byłoby administracyjne podniesienie stawek opłat na śmieci.
Lawina odpadów biodegradowalnych
W 1. półroczu wzrosła lawinowo dostawa odpadów biodegradowalnych z osiedli domów jednorodzinnych. Mieszkańcy miasta wyzbywają się: świeżo ściętej trawy, liści, kłączy, gałęzi. Ilość tego jest ogromna. Zdarza się, że przed jedną posesją jest wystawionych 20 worków. -Wynegocjowaliśmy z ZZOK w Adamkach zmniejszenie cen o ponad 130 zł, ale i tak jest to kwota wysoka – 370 zł za tonę. Nie stać na to, by wywozić z prywatnych posesji w nieograniczonych ilościach gałęzie i trawę za 370 zł za tonę. To jest wykluczone.
Chcemy zmienić te zasady tak, żeby każdy właściciel domu jednorodzinnego mógł miesięcznie wystawić do odbioru przez PUK 4 worki 120-litrowe odpadów biodegradowalnych. Nie więcej. 4 kolejne będzie mógł odwieźć do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych na Zaródkach, PSZOK zagospodaruje je we własnym zakresie – zapowiedział burmistrz Jerzy Rębek. - Jesteśmy zobowiązani odebrać odpady biodegradowalne, ale nie w takiej ilości, jak są nam obecnie dostarczane. Ograniczenia są zgodne z prawem, przewiduje to Ustawa. Musimy to ograniczyć, bo nas trawa zasypie.
Rozwiązaniem jest tworzenie kompostowników, szczególnie na większych działkach. - Nie chcemy przymuszać, ale chcemy dać alternatywę: jeśli ktoś ma za dużo odpadów biodegradowalnych, niech zrobi kompostownik, uzyska wspaniały nawóz. Resztę, której się nie będzie mógł się pozbyć, odbierze PUK. Ustawa daje takie możliwości.
Problem z ogromną ilością gruzu
Kolejny problem i propozycja zmiany dotyczy materiałów budowlanych zmieszanych, pochodzących np. z remontu mieszkania. Według obowiązujących uregulowań – przedsiębiorca czy osoba indywidualna może bez ograniczeń wywieźć gruz na PSZOK za darmo. Tymczasem w porównaniu z 2015 rokiem nastąpił drastyczny wzrost tych odpadów. W I półroczu 2015 r. było to 38 ton, a w 5 miesiącach 2016 r. było to już 170 ton! Przedsiębiorcy wywożą śmieci budowlane do PSZOK za darmo, PUK wywozi do ZZOK płaci 81 zł za tonę, dodając do tego koszty transportu, wychodzi ok. 300 zł za tonę. - Zgodnie z Ustawą, zaproponuję wprowadzenie ograniczeń. Właściciele posesji będą mogli wywieźć miesięcznie 0,5 m3 – tj. ok. 1 tony odpadów budowlanych zmieszanych. To wystarczy, jeśli ktoś prowadzi podstawowy remont domu. Natomiast w przypadku dużych inwestycji - każdy przedsiębiorca lub inwestor może wynająć z PUK pojemnik kp7 i zapłacić ok. 800 zł. - To są koszty inwestycji, nie można ich przerzucać na wszystkich mieszkańców.
Burmistrz zapowiedział, że co miesiąc będą się odbywały spotkania, informujące o aktualnej sytuacji dotyczącej gospodarki odpadami.
-W ubiegłym roku udało się to zbilansować, ale w pierwszym półroczu tego roku zaświeciło się czerwone światło, ostrzegające nas o wielkich wydatkach na zagospodarowanie odpadów. Będę informował systematycznie o sytuacji, nie zrobię nic z zaskoczenia – zapowiada burmistrz Jerzy Rębek.