Żeby się tam dostać, trzeba pokonać bardzo długą i skomplikowaną trasę. A cel podróży – na mapie świata to punkt wręcz mikroskopijny, wysepka zagubiona na oceanie – 3,7 tys. kilometrów od stałego lądu, a 2 tys. kilometrów od najbliższej zaludnionej wyspy.
Jednak fenomenalna – głównie ze względu na setki tajemniczych, potężnych, skalnych posągów moai, które stworzyła niewielka społeczność. Ale nie tylko...
O tajemnicach Rapa Nui, nazwanej przez Europejczyków Wyspą Wielkanocną opowiadał Marek Fiedler – syn Arkadego (podróżnika i pisarza, autora m.in. „Dywizjonu 303”, „Ryby śpiewają w Ukajali” czy „Kanada pachnąca żywicą”), który był gościem 23. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. Towarzyszył mu syn Marek Oliwier, który wspólnie z ojcem odbył niezwykłą podróż na Wyspę Wielkanocną.
W ramach dwudniowej wizyty w naszym mieście podróżnik – zgodnie z tradycją - odsłonił swoją tabliczkę na Skwerze Podróżników oraz dwukrotnie spotkał się z mieszkańcami Radzynia. Także tradycyjnie na pamiątkę wizyty w Radzyniu burmistrz Jerzy Rębek wręczył podróżnikowi karykaturę autorstwa Przemysława Krupskiego, a Robert Mazurek – pamiątkowy medal „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” potwierdzony certyfikatem.
Wieczorem 22 marca Marek Fiedler i jego syn Marek Oliwier gościli w radzyńskiej parafii Świętej Trójcy. Witając podróżników i przybyłych słuchaczy, gospodarz miejsca – ks. kan. Andrzej Kieliszek zwrócił uwagę, że jest to odpowiednie miejsce i czas na opowieść o Wyspie Wielkanocnej. Gości przedstawił Robert Mazurek – prezes Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik” i dyrektor ROK.
Jak Fiedlerowie trafili na Wyspę Wielkanocną? Pomysł zrodził się dzięki jednemu eksponatowi znajdującemu się w Ogrodzie Kultur i Tolerancji przy Muzeum-Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie pod Poznaniem. Jest to 6,5-metrowy posąg – replika jednego z blisko tysiąca znajdujących się na Wyspie Wielkanocnej.
Przy okazji publiczność miała okazję zwiedzenia muzeum dzięki krótkiemu filmowi, prezentującemu jego bogate zbiory.
Również samą Wyspę Wielkanocną mogliśmy zwiedzić dzięki zaprezentowanemu reportażowi filmowemu autorstwa Marka i Marka Oliwiera z pobytu na Rapa Nui.
W trakcie filmu i po nim podróżnicy przekazali wiele intrygujących informacji o wyspie i jej mieszkańcach.
Skąd wzięła się jej nazwa? Gdzieś na przełomie XII i XIII wieku na wulkaniczną wyspę dotarli żeglarze polinezyjscy. Nazwali ją Rapa Nui, czyli Wielka Skała. W wieku XVIII dotarli tam Europejczycy. Najpierw miejsce to przypadkowo odkryli Holendrzy, poszukujący legendarnego kontynentu południowego. Ponieważ dopłynęli tam w Niedzielę Wielkanocną – 5 kwietnia 1722 r., nazwali ją Wyspą Wielkanocną. – Jest jeszcze jedna nazwa wyspy – Pępek Świata – wyjaśniał Marek Fiedler. Przez sześć wieków na terenie ok. 160 km2 (powierzchnia np. Poznania) Rapanujczycy żyli w zupełnej izolacji. Myśleli, że są sami na świecie. Społeczność stanowiła maksymalnie ok. 4-5 tys. osób – to tyle co 25-30% mieszkańców Radzynia! Ci ludzie nie tylko przetrwali w trudnych warunkach, ale i stworzyli przynajmniej dwa fenomeny: własne pismo (do dziś nie do rozszyfrowania) oraz blisko tysiąca budzących podziw i zdumienie posągów.
Kogo przedstawiają posagi? Jak i po co zostały wyrzeźbione? W jaki sposób skalne kolosy były transportowane z wnętrza wyspy i ustawiane na wybrzeżu? Kto je obalił? Przez kogo zostały ustawione do pionu? Dlaczego wyspa pozbawiona jest drzew, jak sobie poradzili mieszkańcy ze zdobywaniem żywności, skąd czerpią słodką wodę na wyspie, która nie ma rzek i źródeł? – na te i inne pytania odpowiedzi padły najpierw w filmie i opowieści Fiedlerów.
Słuchając o Rapa Nui, miało się czasem wrażenie, że chodzi o jakąś planetę zagubioną w kosmosie...
Obecnie rdzennych mieszkańców jest ok. 2,5 tys., co stanowi ok. 50% ludności. Najprawdopodobniej przybyli tu z jednej z Wysp Polinezyjskich. Na wyspie znajduje się jedna miejscowość Hanga Roa – w miejscu, gdzie jest dostępna bieżąca woda i gdzie zatrzymują się przybywający na wyspę turyści.
Pokonują oni olbrzymią drogę głównie po to, by podziwiać tajemnicze moai. Okazuje się, że nie stworzyli ich kosmici ani że nie przedstawiają bóstw. – Są to posągi władców, którzy – według wierzeń Rapanujczyków – władali nadprzyrodzoną mocą „mana” i w tej formie chcieli tę moc zatrzymać na wyspie – wyjaśniał Marek Fiedler. Ich skalne wizerunki stały na wybrzeżu, odwrócone w stronę lądu, by chronić mieszkańców wyspy przed wszelkim złem. Były rzeźbione w tufu – skale wulkanicznej. Tajemnicą dotąd jest, jak były transportowane na wybrzeże. Tubylcy twierdzili, że posągi same szły. No cóż, tu też nie było tajemniczych, kosmicznych sił. – Pavel Pavel - czeski inżynier w 1982 r. przeprowadził eksperyment, którym dowiódł, że zgrany zespół ludzi przy pomocy lin potrafi zmusić kamiennego olbrzyma do wędrówki w pozycji pionowej – opowiadał podróżnik.
Niestety, moc wodzów jakoby ukryta w posągach nie wystarczyła do obrony przed kataklizmami. Mieszkańców wyspy dosięgło ich wiele. Najpierw było to wyginięcie drzew.
Już w XVI w. wyspa była ich pozbawiona. To oznaczało wystawienie ziemi na mocne nasłonecznienie i ostre wiatry.
Jak stwierdzili naukowcy, ta klęska była spowodowana nie tylko gospodarką ludzi, ale przede wszystkim przez plagę zawleczonych tu przez człowieka szczurów. Ich przysmakiem były owoce rosnących tam drzew. Z kolei dla człowieka szczury były – obok kur – głównym źródłem białka zwierzęcego.
Jak sobie poradzili z brakiem drzew? – Budowali tzw. kamienne ogrody: ziemię na swoich działkach okrywali kamieniami, zostawiając tylko szpary dla kiełkujących roślin. Kamienie pomogły utrzymać wilgoć i odpowiednią temperaturę gleby (w dzień nagrzewały się na słońcu i oddawały ciepło w nocy). Wyspa została uratowana przed głodem – mówił Marek Fiedler.
Kolejną klęską było przybycie tu białego człowieka. Odpowiedzią na pierwsze, entuzjastyczne ze strony Rapanujczyków spotkanie z białym człowiekiem były... strzały Holendrów. Mieszkańcy wyspy fascynowali się cywilizacyjnymi zdobyczami Europejczyków, ale przez to stracili zaufanie do mocy swoich wodzów. Tym bardziej, gdy biały człowiek zaczął bezwzględnie eksploatować tubylców, porywając ich do niewolniczej pracy. Jednocześnie dziesiątkowały ich choroby zawleczone przez białego człowieka. Pełna izolacja od świata spowodowała, że nawet banalne dla nas infekcje stanowiły dla nich śmiertelne zagrożenie.
To wszystko spowodowało, że populacja mieszkańców w XIX w. spadła do 110 osób.
Rapanujczycy tracili życie, podróżnik podkreślił, że ludność wyspy traciła pamięć historyczną i kulturową – społeczność Wyspy Wielkanocnej zapomniała o swych osiągnięciach: o piśmie, którego do dziś nikt nie potrafi odczytać, o sposobach transportowania monumentalnych rzeźb...
Powyższe czynniki spowodowały, że miejscowi stracili zaufanie i wiarę w moc przodków. Czy to na znak rozczarowania, czy wskutek jakiegoś kataklizmu obalili wszystkie posągi. Straciwszy zaufanie do mocy dziedzicznych wodzów, wymyślili sposób na wyłonienie spośród siebie najlepszego: zaczęli urządzać zawody, które decydowały o tym, kto będzie wodzem. I tu pojawia się drugi motyw, który kojarzy nam się z naszymi świętami wielkanocnymi – jajko. To wyścig na sąsiednią wyspę, gdzie gniazdowały rybitwy czarnogrzbiete, zwiastuny wiosny i nowego życia, decydował, kto przez rok będzie władcą Rapa Nui. Śmiałek, który pierwszy tam dotarł i zdobył jajo zostawał najważniejszą osobą na wyspie, otrzymywał tytuł „Człowieka Ptaka”. Znalezione jajo było symbolem jego zwycięstwa i zdobytej władzy.
W 1888 r. Chile podstępem zaanektowało wyspę, oddało ją do użytku kampanii eksploatacyjnej, rdzennych mieszkańców skupili w osiedlu-więzieniu, ogrodzonym murem. Resztę wyspy zmienili w pastwisko. Rapanujczycy dopiero w 1966 r. uzyskali prawa obywatelskie.
Jaka jest sytuacja mieszkańców Wyspy Wielkanocnej dzisiaj? Są silnie uzależnieni od kontynentu: stamtąd mają opiekę lekarską, żywność, zdobycze techniczne, a nawet – wodę pitną, tam oddają śmieci... Żyją głównie z turystyki. Przybyszy z szerokiego świata – jak przed wiekami wabią posągi.
Opowieść Marka Fiedlera do tego stopnia zaintrygowała słuchaczy, że po jej zakończeniu wręcz zasypali podróżnika pytaniami. Oczywiście nie zabrakło tłumu chętnych do nabycia książki i zdobycia autografu.
Z rana 23 marca Marek Fiedler odsłonił swoją tabliczkę na Skwerze Podróżników w Radzyniu. Na uroczystość przybyli: Małgorzata Kiec – dyrektor bialskiej Delegatury Kuratorium Oświaty w Lublinie, Tomasz Stephan – wiceburmistrz Radzynia Podlaskiego oraz Adam Adamski – przewodniczący Rady Miasta Radzyń Podlaski.
– To wzruszająca dla mnie chwila. Będziemy w całym kraju mówić o waszym skwerze, za to że upamiętniacie na nim podróżników. To wspaniała rzecz i dlatego warto chwalić się nim – tuż po odsłonięciu swojej tabliczki powiedział Marek Fiedler.
Ostatnim etapem wizyty podróżnika w naszym mieście było spotkanie z młodzieżą w Radzyńskim Ośrodku Kultury.
Na 23. edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprosił Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek, a także organizatorzy: Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”, Radzyński Ośrodek Kultury oraz Szkolne Koło Krajoznawczo-Turystyczne PTTK nr 21 przy I LO w Radzyniu Podlaskim. Sponsorami wydarzenia byli: firma dr Gerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych i Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Patronat nad wydarzeniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat”.