Wywiad Roberta Mazurka z podróżnikiem Arkadym Pawłem Fiedlerem.
Arkady Paweł Fiedler – wnuk Arkadego Fiedlera, wybitnego pisarza i podróżnika to gość 18. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”.
Słysząc nazwisko Fiedler automatycznie kojarzymy je z autorem książek czytanych z wypiekami na twarzy: „Dywizjon 303”, „Kanada pachnąca żywicą”, „Ryby śpiewają w Ukajali”, „Madagaskar”. Podróżniczo-etnograficzne tradycje kontynuuje cała rodzina Fiedlerów, czego dowodem jest Muzeum-Pracownia Literacka Arkadego Fiedlera znajdujące się w Puszczykowie pod Poznaniem.
W przypadku Arkadego Pawła Fiedlera nie stało się to jednak od razu – po ukończeniu studiów z zakresu marketingu i zarządzania młody Arkady rzucił się w wir kariery korporacyjnej. Jednakże siedząc na kolejnym nudnym zebraniu i patrząc na wykresy postanowił... rzucić wszystko i rozpocząć w życiu nowy podróżniczy rozdział. Wybór padł na podróże samochodowe – dość nietypowe, bo realizowane za pomocą poczciwego Fiata 126p. Już w 2009 r. udał się swoim Maluchem w podróż wzdłuż granic Polski i była to przymiarka do znacznie poważniejszej eskapady – pokonania kontynentu afrykańskiego z północy na południe (2014 r.) a następnie z Puszczykowa do Władywostoku przez Słowację, Węgry, Serbię, Bułgarię, Turcję, Gruzję, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Mongolię i Rosję (2016).
Rzuciłeś pracę w korporacji i zacząłeś podróżować. Czy postać dziadka – legendarnego podróżnika miała wpływ na tę decyzję?
Postać dziadka oczywiście też, to on zapoczątkował podróżnicze tradycje w mojej rodzinie. Myślę jednak, że główny powód to wychowanie w domu, który stworzył, domu pełnego pamiątek, zdjęć i opowieści z dalekiego świata.
Jak zapamiętałeś dziadka Arkadego?
Nie pamiętam dziadka dobrze. Zawsze był postacią pełną charyzmy, wodzem rodziny, z którym wszyscy się liczyli.
Arkady Fiedler napisał 32 książki, z kolei Twój ociec – Arkady Radosław Fiedler jest autorem już 6 książek. Przeczytałeś wszystkie?
Tak, choć większość bardzo dawno temu.
A czy jest taka, do której chętnie powracasz?
Najbardziej lubię te, które czytałem w okresie dzieciństwa: „Wyspa Robinsona”, „Orinoko” i „Biały Jaguar”. W niedalekiej przeszłości chcę do nich sięgnąć wraz z moimi dziećmi. Natomiast ostatnio przeczytałem „Madagaskar. Gorąca wieś Ambinanitelo”.
Często w domu rozmawiacie o podróżach?
Bardzo często, żyjemy podróżami.
Jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje Muzeum-Pracownia Literacka Arkadego Fiedlera wraz z Ogrodem Kultur i Tolerancji w Puszczykowie?
Jest to miejsce, w którym się wychowałem, które obecnie jest moją swego rodzaju bazą wypadową oraz miejscem, do którego chcę wracać.
Chciałbyś, by Twój syn – Arkady Antonio Fiedler, kontynuował rodzinną pasję podróżowania?
Cieszyłbym się, gdyby Arkady i też moja córka Mai chcieli poznawać świat. Nie będę im oczywiście narzucał sposobu na ich własne życie.
Skąd wziął się u Ciebie pomysł na podróżowanie Fiatem 126p?
Maluch to przede wszystkim pojazd, który darzę ogromnym sentymentem. Właściwie to go odkryłem ponownie podczas pierwszej podróży z cyklu „PoDrodze”, kiedy w 2009 r. przejechaliśmy wzdłuż granic Polski. Nagle człowiek, pędząc poprzez codzienne życie, zwolnił, gdy siadł za kółko małego fiata. Maluch narzucił swoje tępo, przez to podroż stała się ciekawsza, pełniejsza. Ponadto Maluch ma jedną cechę, której nie ma żaden inny współczesny samochód: budzi ogromne zainteresowanie mieszkańców miejsc odwiedzanych po drodze. Przyciągając do siebie, jednocześnie łamie bariery między nimi a mną.
Zwykło się mówić, że ze względu na konstrukcję Malucha jest to samochód bardzo niebezpieczny. Czy po swoich podróżniczych doświadczeniach też tak uważasz?
Współczesne samochody zapewne są znacznie mocniej skonstruowane, ale za to szybsze, co ma wpływ na wiele niebezpieczeństw.
To prawda, że można naprawić go śrubokrętem?
Nie, ale na pewno łatwiej jest go naprawić niż każdy inny współczesny samochód.
Czy przed wyjazdem do Afryki bądź Azji jakoś specjalnie testowałeś swój samochód?
Samochód był właściwie przygotowywany do ostatniego momentu, dlatego nie było na to czasu. Przed podróżami przejechałem nim zaledwie kilkaset kilometrów, by dotrzeć silnik.
Nie bałeś się, że Maluch rozkraczy się gdzieś na środku drogi i w ten prosty sposób zniweczy Twój wysiłek?
Gdzieś w tyle głowy zawsze miałem tę obawę, ale przez to podróż też stawała się bardziej interesująca. O Malucha trzeba było dbać, szanować go, wręcz chuchać na niego. Miałem ze sobą też sporą ilość części zamiennych, których ostatecznie nie musiałem używać.
A jak Ty przygotowywałeś się do co bądź bardzo wymagających fizycznie podróży?
Po prostu wstałem zza biurka, wsiadłem do samochodu i pojechałem w podróż. Nie przygotowywałem się jakoś specjalnie.
Co jest dla Ciebie ważniejsze: droga prowadząca do celu czy cel podróży?
Równowaga. Zarówno cel i droga są dla mnie ważne. Swoim podróżom stawiam sporo celów, które staram się realizować, jednak staram się też czerpać i chłonąć samą podroż.
Czym jest wspomniany w Twojej książce „efekt Malucha”?
Jak już wcześniej wspomniałem, Maluch to nie tylko środek lokomocji, ale też narzędzie do łamania barier między ludźmi. W każdym miejscu, gdzie się pojawił, wzbudzał sensację, otwierał mi drogę, prowokował ludzi do rozmów, wywoływał życzliwe uśmiechy.
O czym się myśli, jadąc kilka godzin w malutkim samochodzie?
O wszystkim i niczym. Człowiek czasem zupełnie się wyłącza, działa jak automat. Jednak częściej myśli się o tym, co mnie otacza, o miejscach, które się odwiedziło lub odwiedzi. Często myślę też o rodzinie i planach na przyszłość.
Jak radziłeś sobie z upałami w Afryce? Maluch przecież nie ma klimatyzacji.
Zdarzało mi się podczas jazdy polewać głowę wodą. Po jakimś czasie człowiek jednak się przyzwyczaja do wysokich temperatur.
Czym głównie różniła się Twoja afrykańska podróż od tej azjatyckiej?
W Azji zdecydowanie więcej się najeździłem. Odwiedziłem też większe pustkowia. Azja, którą poznałem, to kraina wielkich przestrzeni. Afryka była bardziej barwna, żywa.
A czy były takie momenty, w których czułeś zagrożenie?
Właściwie to nie.
Swoje podróże traktujesz jako kolejny wyczyn?
Nie łączę podróżowania i wyczynów. Wyczyny to sporty ekstremalne, a podróże to poznawanie, odkrywanie, droga. Na tym wolę się skupiać.
Pokonałeś Maluchem już Polskę, Afrykę i Azję. Co dalej?
Chciałbym kontynuować projekt „PoDrodze” i wraz z moim Maluchem przejechać przez obydwie Ameryki oraz stworzyć kolejny serial. Poważnie myślę też o wypadzie na Madagaskar – samemu, bez Malucha.
W takim razie życzę Ci realizacji tych planów i dziękuję za rozmowę.
Wielkie dzięki.