makłowcz 2Robert Makłowicz - dziennikarz, podróżnik, autor książek i programów telewizyjnych o tematyce kulinarnej, kulturowej i historycznej - odwiedził nasze miasto 26 maja w ramach „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. Najpierw odsłonił swoją tabliczkę na Skwerze Podróżników (pisałam o tym wcześniej), potem  spotkał się z mieszkańcami Radzynia w Oranżerii.

Gdy Robert Mazurek powitał Roberta Makłowicza słowami: - Miło nam Pana gościć  w Radzyniu - ten odpowiedział: - Mi jest bardziej miło. Jak nie wierzycie, możemy się wziąć na rękę. - Siłowania nie było, za to była wspaniała atmosfera – swobodna, pełna humoru, gość pięknym – jak zwykle – językiem opowiadał o potrawach, historii, kulturze, w zaskakujący sposób puentował swoje wypowiedzi.

"Nie jestem zawodowym kucharzem, pasjonuje mnie historia"
Robert Makłowicz kilkakrotnie podkreślał, że nie jest zawodowym kucharzem, pasjonuje go historia, a kuchnia, która jest efektem historii i kultury, stanowi dla niego pretekst do opowiadania o świecie. Wyznał, że szczególnie fascynuje go kultura – w tym kuchnia  - regionalna, które są efektem wielowiekowych tradycji i doświadczeń danej społeczności. - Potrawy to element kultury danego regionu, a jedzenie to jedna z najlepszych form poznania kultury lokalnej,  a nie ma większego skarbu jak skarb małej ojczyzny – podkreślał. W tym kontekście zachwycał się Podlasiem.  - Podlasie jest skarbcem, bo zawsze należało do Polski; aby się wykształciła tradycja lokalna, w tym kuchnia regionalna, ludzie muszą od wieków żyć w na tej ziemi, muszą z niej czerpać mądrość przez wiele pokoleń. Udowadniał, że zarówno uroda Polek, inteligencja Polaków jak i dania polskiej kuchni to efekt wielkiej różnorodności („skundlenia” - a w jego ustach nie miało to słowa znaczenia negatywnego), jaka panowała w I Rzeczypospolitej. - Stanowiliśmy imperium - państwo wielu narodów, kultur, religii; w skład Rzeczypospolitej wchodziły nie tylko ziemie Polski i Litwy, ale również obecnej Białorusi, Ukrainy, zamieszkiwali ją również Tatarzy, Ormianie, Żydzi, Czesi, Niemcy, Szwedzi. Mamy to w genach – podkreślał Robert Makłowicz, który sam ma korzenie ormiańskie. Wskazywał, że potrawy uważane za tradycyjnie polskie (bigos, pierogi, barszcz, gołąbki, mazurki wielkanocne) mają różne pochodzenie, więc dopasowanie popularnych dań do kraju jest niemożliwe.
Rozpoczął od studiowania prawa w stanie wojennym 1982, ale wytrzymał tam, dopóki  dominowały przedmioty związane z historią, a potem... - Nie byłem w stanie wytrzymać prawa administracyjnego w wydaniu PRL-owskim  - tłumaczył. Następnie rozpoczął studia historyczne, jednak swej przyszłości nie widział ani w szkole, ani w archiwum, więc gdy po 1989 roku znikła groźba pójścia do Ludowego Wojska Polskiego, zakończył 10-letni okres studiów. Wprawdzie nie zwieńczył ich dyplomem, ale wiedza i pasja pozostały, o czym można się przekonać oglądając jego programy telewizyjne – i czego doświadczyli obecni na spotkaniu. Odpowiedź na każde pytanie  zawierała ciekawą wycieczkę historyczną.

Jakim daniem uwieść kobietę? Smacznym!
Tym razem współautorami spotkania byli internauci, którzy wysłali swoje pytania poprzez media społecznościowe. Wybrane – zapisane zostały na drewnianych widelcach (jako aluzja do cyklu programów „Świat na widelcu”).
A były one bardzo interesujące, czasem – zaskakujące. Dociekliwy internauta  chciał znać danie, którym najskuteczniej można uwieść kobietę. Odpowiedź była prosta i zdecydowana: - Smacznym. Są różne gusta, nie radziłbym proponować czegoś ryzykownego – odpowiedział podróżnik i dodał, że ważnym atutem każdego dania jest własnoręczne jego wykonanie i wspólne konsumowanie przy rodzinnym stole, co ma wartość jednoczącą. - Co zostanie podane, jest sprawą drugorzędną - …..na dowód podał własny przykład:  -  Od prawie 30 lat, gdy tylko jestem w domu, to gotuję.  Mam jedną żonę.
Pytanie o najdziwniejsze dania, jakie udało mu się zjeść, potraktował z dystansem. Przyznał, że zdarzyło mu się jeść różne potrawy – bycze jaja, smażone tarantule czy świnki morskie. Jednak nie zaliczył tego do wykwintnych czy wyszukanych. - Takie potrawy nie są spożywane ze względu na walory smakowe. - Ludzie je jedzą nie dlatego, że lubią, ale z głodu. W Azji miejscowi jedzą pająki, gdy jakiś naiwny turysta za to zapłaci. Poza tym to, co się je w danym regionie, zależy różnych zwyczajów. Często za wyznacznik normalności bierzemy to, co dla nas typowe.  Chińczycy nie jedzą chleba ani nabiału, bo nie mają enzymu do trawienia mleka.

Szokujące danie? Rosół z ziemniakami!
- Czy po tylu latach zajmowania się kuchnią coś jeszcze Pana zadziwia, czy też smaki świata są przewidywalne? - padło kolejne pytanie. Odpowiedź zaskoczyła wielu słuchaczy: - Nie sztuką jest wsiąść w samolot, polecieć na drugi koniec świata i tam dziwić się wszystkiemu. Sztuką jest znaleźć coś niezwykłego obok siebie – wyznał, że odkryciem i zdziwieniem był dla niego... rosół z ziemniakami, który jadł podczas pobytu na ziemi łódzkiej. – To było niezwykłe i szokujące! – stwierdził i zdziwił się, gdy radzyńska publiczność potwierdziła, że u nas to popularne danie.
Pytany o ulubione danie, odpowiedział, że nie ma takiego, za to coraz bardziej ceni prostotę – także na stole.  - Coraz mniej imponują mi rzeczy skomplikowane złożone, wielowarstwowe - zarówno na talerzu, we frazie, w malarstwie i architekturze.....
Przy okazji  poruszył problem marnowania jedzenia – także w kontekście historycznym. - Widok za dużej ilości jedzenia mnie smuci, nienawidzę marnotrawstwa jedzenia. Niestety, jako społeczeństwo jesteśmy pod tym względem w czołówce. Wydaje mi się, że to się bierze z tego, że dostatek to jest kwestia ostatnich kilkunastu lat. Ale mamy w genach robienie zakupów na zapas. A może jest to kwestia pokazania, że kupuję dużo, bo mnie na to stać? Reguła jest taka, że im bogatsze społeczeństwo, tym mniej żywności marnuje.
Skrytykował przechowywanie pieczywa w workach foliowych, przez co traci chrupkość, staje się gąbczaste: - Plastik i pieczywo to totalne nieporozumienie.

Na planie nie ma żadnych skandali
Również zapytany o zainteresowanie branżą winiarską, nie odmówił sobie wycieczek historycznych. - Wino jest jednym z filarów cywilizacji; chleb i wino to symbole chrześcijaństwa. Wskazał, że Europa pod względem używanych trunków dzieli się na 3 strefy: wódki, piwa i wina. Wpływy wschodnie wepchnęły nas w strefę wódki.  Przypomniał, że w Polsce przed wiekami mieliśmy inny klimat: w X wieku polskie miasta były obrośnięte winnicami do XVII w uprawiano winorośl, potem była tak surowa zima, że Bałtyk zamarzł, winorośl wymarzła. - Teraz się znowu klimat zmienia, wracamy do uprawy winorośli, zmienia się też styl konsumpcji. Picie wina to misterium, oddziałuje na wszystkie zmysły – pijemy nosem, oczami smak, ważny jest widok, zapach - jeśli kieliszek jest  nieprzezroczysty, nie widzimy, co jest w środku, jeśli źle ukształtowany - nie czujemy zapachu tak intensywnie – tłumaczył ze znawstwem.  
Zdradził również tajniki nagrywania programów: czy jest dużo powtórek, czy potrawy nie przypalają się na planie. - Muszę państwa zawieść – na planie nie ma żadnych skandali. Zawsze mamy za mało czasu, choć nagranie trwa od rana do kolacji. Na mnie ciąży niezwykła odpowiedzialność,  nie powtarzamy nagrań. Pomaga mi w tym wieloletnie doświadczenie, wiem, czy przepis uda mi się zrealizować czy nie. Muszę ugotować tak, żeby się 6-osobowa  ekipa najadła.

Memy sprawiają mu przyjemność
Mówił też o memach na swój temat. - Oglądam je z prawdziwą przyjemnością. Żarty są  życzliwe i dobrotliwe. Jeśli się śmieją, to znaczy, że oglądają i lubią. Cieszy mnie fakt, że robią to młodzi ludzie. To jest bardzo budujące i zachwycające, zwłaszcza, że nie ulegam modom językowym, staram się  mówić starannie po polsku, i to nie przeszkadza ludziom wychowanym w subkulturach. Nie warto się na siłę podlizywać, trzeba być sobą.
Na zakończenie spotkania Robert Mazurek wręczył gościowi tradycyjny upominek – karykaturę autorstwa Przemysława Krupskiego. Starosta radzyński Szczepan Niebrzegowski – ser ze Spomleku - sztandarowej radzyńskiej firmy, o której Robert Makłowicz wspominał podczas odsłaniania swej tabliczki na placu Wolności. Przypomniano również, że przed 10 laty Robert Makłowicz jako juror konkursu Smaki Lubelszczyzny docenił danie przygotowane przez uczniów radzyńskiego ZSP:  gęś z jabłkami antonówkami, konfiturą z róży i jarzębiny i puree z grochu z kapustą kwaszoną z rodzynkami i miodem. Takie królewskie danie podano w Wohyniu królowi Władysławowi Jagielle, gdy wędrował  z Krakowa na Litwę.