Gromkie brawa i salwy śmiechu niemal po każdej kwestii – to reakcja radzyńskiej widowni na występ Kabaretu Moralnego Niepokoju, który z nowym programem "Maj zaczyna się we wtorek" gościł w Oranżerii w piątkowy wieczór 10 czerwca.
Sala widowiskowa wypełniona była po brzegi, choć wstępy tej grupy możemy bez trudności oglądać w internecie. To dowód na to, że skecze trafiają w sedno, intrygują, bawią, a jednocześnie nie żenują. Chce się je oglądać, chce się ich słuchać – także wyrazić uznanie dla twórców i aktorów kabaretu. Poniżej wywiad z Robertem Górskim - liderem Kabaretu Moralnego Niepokoju.
To, jakie wrażenie na publiczności wywarł występ, można było poznać po nieustannych salwach śmiechu i gromkich brawach. A jakie wrażenie wywarła na Panu radzyńska publiczność?
Świetne. Nie pierwszy raz jesteśmy w Radzyniu. Bardzo lubię grać na Podlasiu i na Mazowszu, bo sam jestem stąd – moja rodzina pochodzi spod Węgrowa. Stąd znam mentalność tych okolic, moje skecze stąd wyrastają, opowiadają o historiach tych ludzi. Chociaż częściej występujemy po zachodniej, bardziej obszernej i zamożnej stronie Wisły, jednak każdy występ na wschodzie Polski to dla mnie szczególna, osobista satysfakcja.
Kto jest autorem tekstów skeczów, skąd pomysły na nie?
Teksty piszę ja, choć muszę powiedzieć, że bardziej czuję się kronikarzem, który spisuje to, co usłyszy od innych. Ja nadaję temu formę, porządkuję. Mam wrażenie, że widownia tak się świetnie bawi na naszych występach, bo poruszmy tematy, które ludziom są bliskie, potrafią w nich odnaleźć siebie. Nie są to abstrakcyjne pomysły, tylko historie, którymi żyjemy na co dzień.
Wspomniał Pan, że to Pan nadaje formę skeczom. Ta forma – mimo pozornej prostoty przekazu – wykorzystuje bogactwo środków literackich parodię, ironię, aluzje – w tym literackie, historyczne, często można spotkać humor wynikający z zabawy formami językowymi...
Jesteśmy polonistami, więc mamy odpowiednie zaplecze, a jako kabaret estradowy jeżdżący po Polsce musimy balansować między humorem ludycznym a bardziej wyrafinowanym. Staramy się, żeby nie było za głupio ani przemądrzale. Jeśli ludzie się śmieją – to jest ekstra. Jeśli rozśmieszamy ich, nie używając wulgaryzmów ani nie dopuszczając do nie wiadomo jakiego typu skojarzeń, to jest to dla nas nagroda.
Sama nazwa kabaretu sugeruje, że nie chodzi tylko o zabawę, rozśmieszanie...
Ideą sztuki, tak jak ją rozumiemy, jest sprawianie, żeby świat był choć trochę lepszy – choćby przez ten krótki czas, gdy się spotykamy, gdy bawimy się razem z ludźmi i prowokujemy ich do pewnych przemyśleń. Mam nadzieję, że trwa to dłużej - gdy wracają do domu, rozmawiają o naszym programie, potem szukają nas w internecie - a jest tam tego mnóstwo. W ten sposób - mówiąc górnolotnie – czujemy się "sługami prostego człowieka". Dla nas istotna jest też oglądalność, bo jak nikt nie przyjdzie na program, to co po misji.
Kabaret Moralnego Niepokoju w czasie, gdy inni wraz z mainstreamem drwili głównie z tzw. "moherowych beretów", nie bał się iść pod prąd, być "niepoprawny politycznie", kpić z takich tematów jak np. homoseksualizm. Przezabawne są np. skecze, w których "tradycyjny" ojciec rozmawia z "nowoczesnym" synem. Nie baliście się reakcji w duchu wspomnianego mainstreamu?
O tych tematach też ludzie rozmawiają. Nie straszymy nimi, tylko pokazujemy inny punkt widzenia. Jeśli chodzi o reakcje, to od czasu do czasu ktoś zaprotestuje jakimś pismem do telewizji, ale to nic groźnego.
Pana telewizyjnym przebojem stały się "Posiedzenia rządu". Skąd taki pomysł?
W tym czasie nikt nie robił kabaretu politycznego. Pomyślałem: jak nie my, to kto? Okazało się to tak nośne, że trwa już kilka lat. Mam nowy pomysł na kabaret polityczny, ale nie będzie to już posiedzenie rządu.
A czy ma Pan świadomość czy satysfakcję, że pokazując milionom Polaków, w jaki sposób byli rządzeni, choć odrobinę przyczynił się Pan do tych zmian, jakie zachodzą w naszym kraju?
No nie wiem.
Dziękuję za rozmowę.