Po odsłonięciu swej tabliczki na Skwerze Podróżników Elżbieta Dzikowska spotkała się z miłośnikami podróży i jej twórczości w I Liceum Ogólnokształcącym. Opowieść i prezentacja zdjęć z różnych stron świata nosiła tytuł "Tam, gdzie byłam" – była więc okazja do wspomnień o podróżach po świecie i Polsce. Szczególnym akcentem tego spotkania był wielki tort z okazji przypadających 19 marca urodzin „królowej podróżniczek”.
Czarowała opowieściami z najdalszych zakątków świata
W spotkaniu uczestniczyli m.in. burmistrz Radzynia Jerzy Rębek, wiceburmistrz Tomasz Stephan, przewodniczący Rady Miasta i jednocześnie przewodniczący Rady Rodziców Adam Adamski. Podróżniczce towarzyszył Ryszard Kunc z Zarządu Głównego PTTK w Warszawie, dzięki któremu – jak podkreślił Robert Mazurek – inicjator i organizator spotkania, mogło ono dojść do skutku.
Licznie przybyłych do I LO powitała dyrektor szkoły Ewa Grodzka. - Witam kobietę z ogromną pasją, którą znamy i kochamy. Ludzie mojego pokolenia – pamiętają panią witającą uśmiechem miliony Polaków w każdy niedzielny poranek z ekranu telewizora, kiedy czarowała nas pani opowieściami o wspaniałych, niepowtarzalnych przygodach, o odmiennych zwyczajach z najdalszych zakątków świata.
Spotkaniu towarzyszyła wystawa miesięczników „Kontynenty”, w których redakcji Elżbieta Dzikowska wiele lat pracowała. Prezentowane numery pisma pochodziły ze zbiorów Tadeusza Pietrasa – wieloletniego dyrektora I LO oraz opiekuna Szkolnego Koła Turystyczno-Krajoznawczego. - Zanim Martyna Wojciechowska i Beata Pawlikowska ruszyły na krańce świata, by w programach i publikacjach przybliżać nam obce kraje, kultury i obyczaje, inna - równie urocza blondynka była prawdziwą królową podróżniczek – mówił Robert Mazurek, który następnie przybliżył zebranym sylwetkę gościa XVI Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami
Jestem Podlasianką
Elżbieta Dzikowska w pierwszej części spotkania skupiła się na swej biografii, co było dla mieszkańców ziemi radzyńskiej szczególnie ciekawe. Przedstawiła się jako Podlasianka, gdyż urodziła się w Międzyrzecu Podlaskim, tu chodziła do szkoły, tu działała w antykomunistycznej organizacji ZEW, za co zapłaciła więzieniem: jako 15-latka po kilkudniowych pobytach w więzieniach w Radzyniu, Międzyrzecu i Białej Podlaskiej, została wywieziona do Zamku Lubelskiego (tego samego, w którym w 1944 roku Niemcy rozstrzelali jej ojca!), gdzie spędziła pół roku. Taka karta życiorysu nie ułatwiała jej oczywiście życia w PRL, ale też uczyło ją to wytrwałości w dążeniu do celu.
Z humorem opowiadała o wyborze kierunku studiów: od koleżanki studiującej japonistykę dowiedziała się, że jeszcze trudniej jest studiować sinologię (język chiński). - To coś dla mnie, chciałam tę poprzeczkę przeskoczyć - wspominała. Za pierwszym razem komisja rekrutacyjna odrzuciła jej prośbę o dopuszczenie do egzaminu, jednak zwróciła się do komisji odwoławczej, która uległa jej prośbom i po zdaniu egzaminu w terminie jesiennym została studentką w Instytucie Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Były to studia wyjątkowo ekskluzywne – raz na 2 lata przyjmowano tylko kilka osób. Po ukończeniu tego kierunku została jednak na lodzie, bo okazało się, że nie było wówczas w Polsce zapotrzebowania na sinologów.
Droga do „Kontynentów”
Podejmowała się różnych zajęć: - Pierwsza praca to odkurzanie książek w Bibliotece Uniwersyteckiej, potem wypożyczałam dzieciom książki w Parku Kultury. Potem zaczęłam pracować w Centrali Importu i Eksportu Chemikaliów, okazało się, że i tam nie wykorzystywała swej znajomości chińskiego, bo kontaktów handlowych z Chinami nie było – wspominała E. Dzikowska. Była również portierem w PAX-owskim Klubie Maraton. W związku z tym, że nie mogła znaleźć odpowiedniego dla siebie zajęcia, postanowiła rozpocząć studia dające "prawdziwy zawód" – wybrała ... historię sztuki. Jednocześnie zaczęła pracować w nowo otwartym miesięczniku "Chiny"(1959-64). Gdy je zamknięto w związku z pogorszeniem się stosunków polsko-chińskich, na jego miejsce pojawiły się „Kontynenty” ( do 1984 r.), gdzie młoda dziennikarka kontynuowała pracę w dziale „Ameryka Łacińska”.
- Przecież ja nie mam pojęcia o tym kontynencie – zaprotestowała w redakcji, na co usłyszała: - Nikt nie ma pojęcia – ale poszła na lektorat języka hiszpańskiego, zaczęła dużo czytać i po kilku latach stała się wybitną specjalistką od Ameryki Łacińskiej, a nawet członkiem Światowego Stowarzyszenia Latynoamerykanistów. Pierwsze bezpośrednie spotkanie z Ameryką Łacińską nastąpiło podczas 3-miesięcznego pobytu w Meksyku w 1965 roku. Ta podróż nauczyła ją, jak przeżyć 3 miesiące i zwiedzić cały kraj, mając w kieszeni 180 dolarów kraj, a także … robienia zdjęć.W przeddzień wyprawy na pokładzie statku handlowego „o romantycznej nazwie Transportowiec” - jak to określiła Elżbieta Dzikowska – Tadeusz Kubiak z redakcji „Ekranu” pokazał Elżbiecie, jak się zakłada film do aparatu fotograficznego. Tylko 20% przywiezionego materiału nadawało się do wykorzystania, ale tak rozpoczęła się jej przygoda z fotografią.
Jako „mistrzyni dygresji” pochwaliła się, że obecnie pasjonuje ją fotografia - nie tylko reportażowa, ale i artystyczna. Wyspecjalizowała się w robieniu wielkich powiększeń (2x1,4 m) małych fragmentów przyrody. - Przyroda staje się abstrakcją, to świadczy, że nie ma abstrakcji, bo wszystko wywodzi się z natury – podróżniczka pochwaliła się wystawami swych fotografii prezentowanymi w Zamościu i w Warszawie.
Tony Halik - „Jaki śmieszny facet”
Podczas pierwszego pobytu w Meksyku poznała - wówczas młodego, początkującego artystę meksykańskiego Jose Luisa Cuevasa. Ten kontakt ułatwił jej w przyszłości poznanie prezydenta i uzyskanie stypendium na roczny pobyt w tym państwie.
W 1974 r. podczas kolejnego pobytu w Meksyku dostała zlecenie od Ryszarda Badowskiego, który prowadził Klub 7 Kontynentów na wywiad z Tonym Halikiem. Od tego spotkania rozpoczęła się znajomość, która przerodziła się w miłość, małżeństwo i wspólną pracę. Ta ostatnia zaowocowała m.in. najbardziej popularnym cyklem audycji telewizyjnych „Pieprz i wanilia” . - Wcześniej znałam go z telewizji. Kiedyś włączyłam telewizor, Tony opowiadał właśnie o skoczkach z Acapulco. Pomyślałam: „Jaki śmieszny facet” i wyłączyłam telewizor. Nie sądziłam, że z tym śmiesznym facetem spędzę szczęśliwe 23 lata – zwierzała się Elżbieta Dzikowska. - Był to człowiek pełen wyobraźni, fantazji, nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Elżbieta postawiła Tony'emu jeden warunek: - Jak chcesz być ze mną, to tylko w Polsce. - Ich dom znajdowała się w Polsce, ale podróżowali po całym świecie. To wspólne podróżowane miało już na początku silny akcent: w 1976 r. byli pierwszymi Polakami, którzy dotarli do ruin zaginionego miasta Vilcabamba, ostatniej stolicy Inków.
„Pieprz i wanilia”
Tony Halik był korespondentem amerykańskiej stacji NBC, bardzo dobrze zarabiał, potem miał wysoką emeryturę. Pieniądze wykorzystywali na robienie programów telewizyjnych, które realizowali we własnym domu. – Gdy nas pytali, skąd mamy pieniądze na realizację programów, Tony, pokazując zdjęcie wykonane w miasteczku filmowym Tusso, odpowiadał: „Jan napadam na dyliżansy, a moja żona jest burdelmamą”. Nie mieliśmy potrzeby jedzenia trzech obiadów dziennie, mieszkania w kilku domach, jeżdżenia wieloma samochodami. Za nasze posłannictwo uważaliśmy otwieranie świata dla państwa. - Przygotowali wspólnie około 300 programów, które oglądało w porywach do18 mln widzów.
Podróże były też okazją do przywożenia ciekawych pamiątek ze świata. Przekazywane były do Muzeum Podróżników im. Tony Halika w Toruniu. - Obecnie zajmuje ono 2 kamienice, 99% eksponatów to nasze dary – mówiła E. Dzikowska. Oprócz ulubionej biżuterii, przywozili nakrycia głowy, suknie, elementy sztuki przedkolumbijskiej... - Wszystko, co mi się uda uzbierać, ląduje w toruńskim muzeum. Trzeba coś po sobie zostawić. Przyjemniej jest się dzielić, dawać niż otrzymywać.
„Groch i kapusta”
Po śmierci Tony'ego Halika (1998) Elżbieta Dzikowska zajęła się Polską. - Hasło „Pieprz i wanilia”- zostało zastąpione przez „Groch i kapusta” - to, co dalekie, egzotyczne, inne zostało zamienione na to, co nasze, tutejsze, przaśne – tłumaczyła podróżniczka. - W tym czasie świat się dla Polaków otworzył. Ci, co mają pieniądze i zdrowie, wyjeżdżają z kraju, a nie wiedzą co dzieje się wokół nich, że w Radzyniu jest taki piękny pałac. A Polska jest zaniedbana. Jeżdżę po Polsce, odkrywam wspaniałe miejsca, ukochane moje Bieszczady - mówiła dalej Elżbieta Dzikowska.
Pokazuje Polskę w „Grochu i kapuście”, w „Polsce znanej i mniej znanej”. Wydała liczne albumy fotograficzne. Tłumaczyła wydanie albumu „Uśmiech świata”: - Uśmiech to najkrótsza droga do serca, jak mówił Gandhi: „Uśmiechając się dajesz wiele, a nic cię to nie kosztuje.” Chciałam Polaków zainspirować i pokazać im, że biednych krajach, biedniejszych od Polski ludzie się uśmiechają, są życzliwi, otwarci i tego powinniśmy się uczyć – szanować innych i uśmiechać się do nich.
Inną fascynacją Elżbiety Dzikowskiej jest biżuteria – sama podczas spotkania miała na sobie duży, ozdobny naszyjnik i wielkie pierścienie z oczkami z polskiego krzemienia pasiastego. W planach ma wydanie kolejnych albumów: „Drzwi i okna świata”, „Fryzury i nakrycia głowy”, „Świat, który odchodzi”. - Jestem z rodziny długowiecznej, myślę, że zdążę to wykonać.
„Tam, gdzie byłam”
W drugiej części spotkania Elżbieta Dzikowska zaprezentowała wybrane przez siebie fotografie wykonane podczas licznych podróży. Było to, jak sama określiła, skakanie po kontynentach, krajach, plemionach. Widzowie zobaczyli barwną mozaikę złożoną z fotografii, z których każda połączona była z ciekawostką geograficzną, etnograficzną, jakąś historią, osobą.
Więcej czasu poświęciła na opowieść o budowie pomnika Ernesta Malinowskiego - budowniczego kolei w Peru i Ekwadorze, projektancie i budowniczym Centralnej Kolei Transandyjskiej – którego był inspiratorką. Siedmiometrowy monument projektu rzeźbiarza, prof. Gustawa Zemły stanął w 1999 r. na przełęczy Ticlio, najwyższym punkcie Kolei Transandyjskiej.
Po prezentacji zdjęć Elżbieta Dzikowska odpowiadała na pytania słuchaczy. Powrócił wątek małżeństwa z Tonym Halikiem: - Była między nami jedność, uzupełnialiśmy się, łączyła nas wspólna pasja, chciało nam się wspólnie pracować – mówiła podróżniczka, która powiedziała również o wspólnym grobie: - Jest to najpiękniejszy grób, który zaprojektował Gustaw Zemło przez krzyż z granitowego marmuru przewieszony jest plecak wypchany podróżami, filmami, przygodami.
Pytana o to, czy się nie bała niebezpieczeństw czyhających na podróżników udających się w odległe geograficznie i kulturowo regiony, odpowiedziała: - Jestem w czepku urodzona, boję się tylko chamstwa i turbulencji.
W imieniu zebranych za przybycie do Radzynia i barwną opowieść dziękował burmistrz Jerzy Rębek, który wręczył podróżniczce tradycyjny upominek – karykaturę autorstwa Przemysława Krupskiego. Pamiątkę w postaci romantycznego zdjęcia z Radzynia otrzymał również Ryszard Kunc, który wyznał,że jest pod wielkim wrażeniem spotkania i zapowiedział, że złoży o nim sprawozdanie na następnym posiedzeniu Zarządu Głównego PTTK.
Na zakończenie na salę wniesiony został – przy wspólnym śpiewie „Stu lat” - wielki tort urodzinowy – prezent dla Elżbiety Dzikowskiej, której urodziny przypadają 19 marca.