Jakie wrażenia wywozi Pani z koncertu w Radzyniu?
Bardzo pozytywne: świetna organizacja, potężna frekwencja wielopokoleniowa, wspaniała, rozbawiona publiczność. To jest dla mnie zawsze najcenniejsze, gdy widzę, że wszyscy się świetnie bawią.
Nie tylko dzieci, ale też rodzice - uśmiechnięci, śpiewali, tańczyli. Bardzo mnie to cieszy, bo oznacza, że będą przekazywać swoim dzieciom sympatię do mnie i piosenek ze swego dzieciństwa. Był to koncert familijny, widać, że moje piosenki to pomost, który łączy pokolenia.
Być może dlatego, że Pani piosenki łączą rytmiczną, energetyczną muzykę z mądrym przesłaniem, co w dzisiejszej muzyce popularnej jest chyba rzadkością....
Zrobiła się teraz taka moda, że wykonawca musi być autorem tekstu, a nie każdy ma do tego talent i dlatego większość piosenek to nieznaczący nic słowotok; są podobne do siebie, przelatują przez głowę i nic z nich nie zostaje.
Ja śpiewam piosenki skomponowane przeze mnie, ale autorami tekstów są tak wybitni twórcy jak Agnieszka Osiecka czy Jacek Cygan. To są największe nazwiska, jeśli chodzi o poetyckie teksty piosenek, co stanowi gwarancję, że zostaną w sercach i głowach na długie lata.
Jak to się stało, że śpiewa Pani dla dzieci? Dlaczego wybrała Pani tę grupę słuchaczy?
Zaczęło się od momentu, kiedy piosenka „A ja wolę moją mamę” została przebojem. Pomyślałam sobie, że nagram płytę, za płytą poszły koncerty, musical... Poczułam się w swoim żywiole, okazało się też, że trafiłam na jakąś lukę - nie ma drugiej takiej osoby, która by przez tyle lat tworzyła konsekwentnie repertuar dla dzieci. W tym czasie nie nagrałam tak dużo płyt, ale mam piosenki na różne okazje: świąteczne, wiosenne, letnie, wakacyjne - stworzyłam taki repertuar, że moje piosenki są śpiewane przez dzieci i młodzież w różnych okolicznościach, na festiwalach. Od 11 lat mam swój festiwal w Radomiu, na który przyjeżdżają z całej Polski dzieci i młodzież do 16 roku życia.
Panuje opinia, że dzieci są najbardziej wymagającą grupą słuchaczy...
Dzieci nie lubią się nudzić. Trzeba cały czas utrzymywać ich uwagę. Ja się tego nauczyłam. Obserwuję publiczność i gdy widzę, że słabo się bawią, wiem, że muszę ich czymś szczególnym zainteresować, zaintrygować. Wymyśliłam nagradzanie zdjęciami za zabawę pod sceną. Zaczęłam robić zdjęcia – zależało mi, by wychodzili zadowoleni z koncertu. Poza tym dbam o repertuar – na koncertach generalnie nie śpiewam ballad, na hali ma być karnawał!
Czy w tym czasie, gdy śpiewa Pani dla nich,, dzieci się zmieniły, czy trzeba do nich śpiewać o innych sprawach, inaczej?
Na pewno dzieci mają dziś większy dostęp do techniki, kilkuletnie dziecko obsługuje komputer, surfuje po Internecie; gdy pisałam pierwsze piosenki dla mego syna, nie było komórek, maili. Jednak bez względu na czasy, dzieci powinny mieć bezpieczne dzieciństwo, każde dziecko powinno mieć kochających rodziców, przyjaciół w szkole, powinno się uczyć szacunku do starszych, poszanowania środowiska, dbania o swego czworonoga. Te sprawy się nie zmieniają. Powinny się uczyć obserwując świat, przez zabawę – a nie ma lepszej zabawy jak taniec, śpiewanie piosenek.
Pani wkład w tworzenie dzieciom bezpiecznego świata i przekazywanie im wartości został doceniony w szczególny sposób. Są 3 przedszkola, które noszą Pani imię.
Moje piosenki nie są skierowane dla przedszkolaków, choć one przychodzą na koncerty. Teksty są dla nich jeszcze za trudne. Ale to, że są przedszkola noszące moje imię, jest sympatyczne, świadczy o tym, że najwyraźniej moja osoba i to, co robię, idealnie wpisuje się w kolorowe dzieciństwo. Czasem odwiedzam te przedszkola, mam z nimi kontakt. Wiem, że przynajmniej te dzieci, które skończą przedszkole mojego imienia, będą znały moje piosenki, będą wiedziały, kim jestem. Niestety, teraz w telewizji nie ma programów dla dzieci ani takich, które by mnie zapraszały, więc to najmłodsze pokolenie może się dowiedzieć o moim istnieniu dzięki płytom, rodzicom, którzy o mnie pamiętają, przychodzą z dziećmi na koncert.
Kilka lat temu pojechałam do Stanów i grałam tam koncert w największej polonijnej sali. Byłam zdumiona, bo dzieci, które niejednokrotnie nie mówiły dobrze po polsku, ubrane były w tiulowe sukieneczki, w jakie kiedyś się ubierałam na koncerty. Tak mnie zapamiętały ich mamy. Przecierałam oczy ze zdumienia, bo pod sceną, stały małe Majeczki, a mamusie płakały - bardziej przeżywały koncert niż dzieci, które mnie pierwszy raz widziały na oczy.
Czy mogłaby się Pani zdradzić swoje plany artystyczne?
Udało mi się spełnić marzenie i nagrać płytę z orkiestrą symfoniczną. Będzie nosiła tytuł „Filmowa Majka Jeżowska”, niebawem odbędzie się jej premiera. Myślę, że wielu moich fanów będzie zaskoczonych, bo śpiewam tam piosenki musicalowe. Pochodzą one z amerykańskich filmów familijnych, ale wykonuję je inaczej – musicalowo, żeby nie powiedzieć – operowo, z towarzyszeniem radiowej orkiestry symfonicznej Piotra Filipczaka. Znajdzie się na niej repertuar łączący pokolenia – obok np. starej piosenki z „Pinokia,” którą być może pamiętają dziadkowie, znają rodzice, będą i nowsze utwory. W związku z tym mam już zaplanowaną trasę koncertów promocyjnych. Odbędą się w 17 miejscowościach – niestety, tylko w tych, gdzie są orkiestry symfoniczne.
W Radzyniu więc nie możemy liczyć na koncert muzyki filmowej w Pani wykonaniu?
Raczej nie.
Życzymy sukcesu płyty. I ciągle nowych fanów. Dziękuję za rozmowę.